Krystyna Krążek - Wyróżnienie Specjalne 2023
Krystyna Krążek na wózku, trzyma w rękach kwiaty. Obok stoi kobieta trzymająca dyplom pani Krążek

Krystyna z otoczeniem porozumiewa się gestami i głoskami. Nie zawsze jest to proste. Wymaga zgadywania i czasami spotyka się ze zniecierpliwieniem otoczenia. Wiele potrafi wyrazić ruchami rąk i bezdźwięcznym poruszaniem wargami. Od 5 lat jest zależna od osób trzecich, ale ma zdecydowane poglądy. Niezadowolona środkowym palcem jednoznacznie daje wyraz swojej negatywnej opinii. Czasem wybucha płaczem. To widzą jednak tylko najbliżsi. Dla innych najczęściej ma uśmiech.

- Krystyna zawsze nas wszystkie nakręcała, była motorem naszych działań. Była jedną z nas i to się nie zmieniło. Nadal potrafi się śmiać, także z siebie. Jedyna różnica jest taka, że teraz trudniej się z nią dogadać – mówi Jola Sogórska, koleżanka Krystyny, księgowa w Caritasie.

Dogadywanie się z Krystyną do perfekcji opanowała jej koleżanka Ela.

- Pokazuje litery na tablicy, ale nie trafia w nie precyzyjnie. To przypomina kalambury. Trzeba zgadywać. Po którymś razie Krysia traci cierpliwość, ale to niczego nie zmienia. Nadal dobrze nam w swoim towarzystwie – zapewnia Elżbieta.

Krystyna przez 32 lata pracowała w hucie. Wychowywała dzieci, prowadziła dom, była aktywną uczestniczką wspólnoty kościelnej.

- Nie byliśmy łatwymi dziećmi. Mama opowiadała, że chciała mieć troje dzieci, ale po moich narodzinach zmieniła zdanie. Byliśmy głośni, uparci i wymagaliśmy uwagi – żartuje Aleksandra, córka Krystyny, radna Siemianowic Śląskich i działaczka Parafialnego Zespołu Caritas.

Ten Zespół Krystyna założyła z córką osiem lat temu, gdy zaangażowała się w działalność charytatywną. Do współpracy zaprosiła też swoje koleżanki ze swojej i innych parafii.

Nawet późnym wieczorem jeździła do osób potrzebujących wsparcia, dźwigała siatki z darami, szukała darczyńców, od których po trudnych negocjacjach przywoziła puszki z jedzeniem, makarony i inne produkty.

- Mama potrafiła załatwić wszystko. Z nas wszystkich była najsilniejsza i najbardziej zdeterminowana do działania – mówi Aleksandra.

Czas początków działania Zespołu Aleksandra wspomina jako trudny. Zdarzały się łzy i chwile zwątpienia. Nie wszystko się udawało, nie wszyscy doceniali działania, nie ufali nowym osobom.

- Mówiąc wprost, nie zawsze traktowali nas poważnie. Z ich punktu widzenia, przyszły dwie baby i chciały makaronu, albo czegoś innego. Czasem przykrość sprawiali sami beneficjenci, ale mama potrafiła na tym zapanować i nie traciła chęci do działania – wspomina Aleksandra.

- Rozwoziliśmy dary, produkty spożywcze, ale nie tylko. Mieliśmy akcję dostarczania posiłków, a nawet przed sezonem grzewczym osoby potrzebujące mogły liczyć na węgiel, organizujemy zbiórki i kiermasze, bierzemy udział w piknikach – dodaje Jola.

Krystyna nie przestała załatwiać, działać i pomagać nawet wtedy, gdy nagle zaczęła tracić sprawność. Przyzwyczajona do ciężkiej pracy nie zwracała uwagi na powtarzające się bóle nóg i rąk. Na emeryturze jej choroba szybko postępowała. Krystyna zaczęła się przewracać. Dokuczały jej zawroty głowy. Po wstaniu z łóżka czuła sztywność i trudności z poruszaniem się. Zdiagnozowano u niej parkinsonizm wtórny. Pół roku po diagnozie usiadła na wózku. Chwilę później przestała mówić. Nie przestała jednak pracować. Koleżanki obiecały przejąć część obowiązków i we wszystkim ją wesprzeć. Słowa dotrzymały, a Krystyna na migi i na wózku organizuje zbiórki żywności. Zdarzało się, że pracowała przed sklepem (ogólnopolska akcja Caritasu Tak – pomagam) po sześć godzin dziennie (obecnie pracuje krócej), skutecznie namawiając kupujących do dzielenia się żywnością z potrzebującymi.

Mimo wielu obowiązków, nadal z przyjemnością jeździ na wycieczki z przyjaciółkami. Zaśmiewa się, gdy wspólnie wspominają wyprawę w góry bez wózka albo zaspy śniegu nie do przejechania, albo ulewny deszcz na szlaku. Gestami prosi Aleksandrę o opowiedzenie przygody.

- Okazało się, że wózek mamy nie mieści się w samochodzie. Zabraliśmy ją  bez wózka. Zaplanowaliśmy trochę czasu w góralskiej knajpie. Jedliśmy, piliśmy, śmialiśmy się, a po obiedzie zabraliśmy mamę pod pachę i wynosiliśmy z lokalu. Wszyscy patrzyli z wyrzutem, że wynosimy pijaną, bo przecież nie wiedzieli, że nie chodzi – Krystyna śmieje się na głos, słuchając tej opowieści.

Przyznaje, że pierwszy rok choroby był trudny i dla niej i dla najbliższych. Teraz umieją z tym żyć. Skupiają się na codziennej pracy, chociaż Krystyna nie jest już samodzielna.

- Wymieniamy się z opiekunką w drzwiach. Raz ja, raz mój brat. Cały czas ktoś z mamą jest – mówi Aleksandra, która zapłaciła wysoką cenę za kontynuowanie działalności mamy i opiekę nad nią.

- Był taki moment, że miałam zostać mamą zastępczą. Pokochałam już to dziecko, chciałam być dla niego mamą, ale on też ma specjalne potrzeby. Wobec wymagań stawianych przez chorobę mamy, nie dałabym rady zapewnić mu tego, czego potrzebował. I nie będę ukrywać, że nadal mnie to boli – cicho opowiada Aleksandra.

Krystyna pytana o plany na przyszłość, gestami pokazuje, że nie ma już marzeń.

Koleżanki z Zespołu protestują. Szykują się przecież kolejne wspólne akcje i wyjazdy.

MATERIAŁ WIDEO
Nasi Partnerzy